[Recenzja] Rusłan Mielnikow - Uniwersum Metro 2033 - Mrówańcza

19:42

Powieści z Uniwersum Metro 2033 to niekończąca się barwna gama pomysłów na życie po katastrofie atomowej. Ludzie przeżyli skryci w metrach, bunkrach, podziemnych kompleksach, kanałach a nawet w jaskiniach. Rusłam Mielnikow umieścił swoich bohaterów w Rostowie nad Donem, w metrze, które... nie istnieje.

Zapraszam do przeczytania recenzji.

„Wrak milionowego miasta, głównego ośrodka obwodu i okręgu, bramy Kaukazu, portu pięciu mórz…” A pod nim nieukończone metro z tymi nielicznymi mieszkańcami, którzy mieli szczęście przetrwać. Szczęście? Ze zmiennym powodzeniem bronią swoich podziemnych enklaw przed agresją nowych gospodarzy zniszczonego świata. Ale oto nadciąga zagrożenie, które zmusza do ucieczki panoszące się na powierzchni stwory, a mieszkańców metra sama jego nazwa przyprawia o dreszcze i rodzi nocne koszmary. Czy to już ostateczny kres ludzi? Czy jest jeszcze jakaś nadzieja? Autor straszy, ale i oczarowuje.

Ściana płomieni dokonała tego, z czym nie poradził sobie niedokończony kamienny mur – ogromne, szybko rozpalone ognisko skutecznie odcięło mutanty od ludzi. I stało się tak dlatego, że ktoś nie bał się jednym ruchem palca wznieść ścianę ognia i stać się jej częścią. Ktoś spłonął żywcem, dając innym szansę na ocalenie. Choćby maleńką, ale jednak.

Gdybym miał kiedykolwiek okazję być w sklepie, chodzić w okolicach działu z literaturą fantastyczną zagraniczną, tej książki nigdy bym nie kupił. Oczywiście nie dlatego, że była na tyle słaba, ale dlatego, że opis na tylnej okładce książki nie zdradza zupełnie nic z fabuły - po prostu nie miałbym pewności, czy kupuję jakiś bubel, czy dobrą książkę. Za tym drugim przemawiałaby chociażby rekomendacja Dmitrija Głuchowskiego, ale wiadomo... każdy ocenia książkę po swojemu.

Was też zapewne intrygowałaby nazwa w tytule. Taka... podejrzana... Co nie?
Cóż, autor zadbał, by wyjaśnienie tytułu przyszło naprawdę z impetem i w klimacie totalnej grozy. Ale więcej na ten temat nie napiszę.

To, ze jest to postapokalipsa, to oczywiste, ale jeśli miałbym to zakalsyfikować jakoś bardziej, no wiecie... romans, książka o hodowli grzybów czy kryminał, mogę stuprocentowo stwierdzić, że jest to powieść katastroficzna (tak, jakby po samej apokalipsie było za mało...). Jako zagorzały fan wszelakich form katastroficznych - filmów, książek stwierdzam, że Mrówańcza jest bardzo dobrze zrobioną książką katastroficzną.

Klimat to groza wiejąca na kilometr. Czytelnik, śledząc uważnie losy bohatera sam będzie mógł się poczuć jak postawiony pod ścianą w obliczu zagrożenia - samemu uczestniczyć w tych zdarzeniach. Ten właśnie klimat ciągłego kataklizmu połączony z umiejętną narracją pochłania i nie pozwala oderwać się od lektury - zaiste, szukałem każdej sposobności, by przeczytać Mrówańczę do końca.

Z innej strony poza katastroficzną fabułą i kilkoma tajemniczymi momentami w książce brakuje zupełnie jakiejś głębi. Jest to zwykła przygodówka, na jeden, góra dwa wieczory. Bohater maluje się na pewnego rodzaju koksa, którego nic nie jest w stanie zatrzymać ani zabić.

Mrowańcza doskonale wbija się w schematy amerykańskich filmów katastroficznych, stosując nawet schematyczne rozwiązania, jakby zupełnie z nich czerpała.Nie mniej jednak uważam, że jest to fajna książka na zaczerpniecie nieco "metrowości" w uniwersum, którego nazwa coraz bardziej mija się z faktyczną treścią. Nawet, jeśli metro w Rostowie nad Donem nie istnieje.

Moja ocena to
7,5 / 10


You Might Also Like

0 komentarze

Like us on Facebook

https://www.facebook.com/Książki-na-Wieczór-409462195925797/

Flickr Images

Subscribe