Pages

wtorek, 14 marca 2017

[Recenzja] George R.R. Martin - Dzikie Karty

George R.R. Martin jest aktualnie jednym z najbardziej rozpoznawanych pisarzy. Swoją popularność zawdzięcza sadze Pieśni Lodu i Ognia, ale i przesławnej Grze o Tron, która doczekała się nawet ekranizacji. Wszystkie książki Martina to grube tomiszcza, ale nie należało przejść obojętnie wobec pewnej szczególnej pozycji. Zapraszamy do przeczytania recenzji Dzikich Kart.

Alternatywna historia świata, w której obcy wirus uderzył w Ziemię w następstwie II wojny światowej, obdarzając garść ocalałych nadzwyczajnymi mocami. Niektóre z istot zostały nazwane Asami z powodu nadludzkich zdolności umysłowych i fizycznych, inne z powodu przybierających różne formy deformacji ciał i umysłu Jokerami, nieliczni zwrócili się przeciw ludzkości i opowiedzieli po stronie zła. Dzikie Karty to historia ich wszystkich.
Nie omieszkam stwierdzić, że zbiór opowiadań o grubości 650 stron to pewne wyzwanie. Bardziej wprawieni czytelnicy pewnie mieli okazję czytać jakieś zbiory opowiadań i wiedzą, jak to jest. Jedna przygoda, dwóch lub trzech bohaterów i osobny wątek. I tak średnio dwanaście razy na jeden zbiór. Dzikie Karty są trochę inne. Zbiór spod ręki Martina to opowiadania bardzo starannie wyselekcjonowane i jak odniosłem wrażenie prawdopodobnie zlecone. Zlecone pod tym względem, że zapewne sam Martin narzucał, co mogłoby się w nich znajdować. Nie twierdzę, że to prawda, to tylko moje odczucia.

Większość opowiadań jest ze sobą powiązana - choć głównie postaciami, to zdarzają się nawiązania do wątków. Ogromny, przeogromny plus dla Martina za taki zbiór. Te kilkanaście opowiadań nie okazało sie jak kilkanaście niezależnych wątków, a jedna wielka historia. Tu wypadałoby nadmienić, że to naprawdę historia, ponieważ Dzikie Karty opisują 30 lat funkcjonowania wirusa na Ziemi.

Każdy bohater prezentuje zupełnie oryginalne moce otrzymane przez wirusa. W zbiorze występuje bardzo dobre wypośrodkowanie między ilością postaci z korzystnymi mocami, tzw. asami i z niekorzystnymi, tzw. dżokerami. Obie strony mają swoje lepsze i gorsze strony, o których liczne grono autorów nie zapomniało. Dzikie Karty zaglądają do każdego aspektu życia obu stron - od codzienności, poprzez tajne misje na rzecz rządu, problemy, rozterki miłosne, aż wreszcie zmaganie się z samym sobą i okrutnym światem.

Dla jednego z autorów przesyłam szczególne ukłony za wątek związany z Polską i jej historią z II Wojny Światowej. Ucieszyło mnie niezmiernie, że w literaturze, w odróżnieniu do innych mediów nie została przekłamana polska historia.

Wirus dzikiej karty był tworem przywiezionym z kosmosu przez doktora Tachiona. W jego kwestii - ponieważ jest to postać kluczowa - czułem się nieco zawiedziony. Jak na kosmitę w zbyt wielu kwestiach był człowiekiem, a za mało obcym gatunkiem. Brakowało mi w nim tej odmienności.

Zbiorowi brakuje jednej ważnej rzeczy: nalepki +18 w widocznym miejscu. Występują bowiem w nim sceny erotyczne i to z takim rozmachem, jakiego nie powstydziłby się autor 50 Twarzy Grey'a (nie, nie będziemy tego recenzować, nawet nie proponujcie!). Czasem potrafiły być zniesmaczające

Cały zbiór jest bez sensu oceniać jako całość, a z kolei uważam, że również bez sensu byłoby oceniać każde opowiadanie z osobna.

Ze wszystkich opowiadań najbardziej podobały mi się: Powers, Zjawa nad Manhattanem i Łowca. Z postaci zaś zapamiętam na długo Croyda, Zjawę, Wielkiego i Potężnego Żółwia  oraz Tachiona.

Zbiór całościowo zasługuje na ocenę 7/10. 

Jako zbiór opowiadań to naprawdę wysoko.

1 komentarz: