[Recenzja] David Michaels - Tom Clancy's Splinter Cell - Sojusz Zła

17:01

Gdyby kogoś z Was zapytano - czy znasz jakiś film oparty na książce, z pewnością wielu z Was podałoby trylogię Władcy Pierścieni, Hobbita, Harry'ego Pottera czy Polowanie na Czerwony Październik albo Milczenie Owiec. Gdyby spytano ma odwrót, to już byłby problem - w tym miejscu można by wymienić Stowarzyszenie Umarłych Poetów. Gdyby pojawiło się pytanie o grę komputerową na podstawie książki - wielu książkocholików podałoby Wiedźmina. A na odwrót? Jednym z przykładów jest Splinter Cell, choć sama gra była robiona na podstawie książek to doczekała się ponownych przenosin na papier, za sprawą Davida Michaelsa. Jak mu wyszło? Zapraszam do przeczytania recenzji.

Wybrzeże Grenlandii. Kuter rybacki wyławia dryfującą tratwę ratunkową. Ale uratowany rozbitek wkrótce umiera... na chorobę popromienną. Sam Fisher, superagent z Agencji

Bezpieczeństwa Narodowego, musi rozwiązać zagadkę zabójczej substancji - groźnej broni, której produkcja zakazana jest na całym świecie. Dysponuje nią jeden człowiek: fanatyk, który w imię przeszłości zamierza zniszczyć przyszłość zachodniego świata. 

Lektura nie przysparza kłopotów - luźne, a zarazem wyrobione amerykańską mentalnością pióro Michaelsa przynosi książkę, która już po kilkunastu stronach zapewnia, że możemy spodziewać się powieści na miarę kina akcji. Tak też jest dalej - jak zapewne wiadomo, służby specjalne to nie siedzenie za biurkiem i wypełnianie papierów, ale głównie akcje na powietrzu.
Niczym ze wspomnianego wyżej kina akcji pojawia się bohater, który dostaje misję i ma odnaleźć broń masowego rażenia - jest to najczęściej spotykany schemat i w filmach i amerykańskich książkach.

Zatem bohater nie prezentuje się wyjątkowo - typowy, dojrzały Amerykanin, wyszkolony w obsłudze broni i sztukach walki, który za każdym razem cudem uchodzi z życiem. Sam Fisher z pewnością nie zapadnie w pamięć - po prostu zginie gdzieś pomiędzy tymi, których znamy z innych lektur lepiej.

Książka zionie grą. Każda kolejna misja przynosi te same początki, ten sam model, który autor dość szybko utarł. Większość wydarzeń jest jak wypisz wymaluj, przerysowana z gry, a każde wypełnienie misji przez Fishera daje wrażenie, jakbyśmy wciąż grali w Splinter Cell.

Sojusz Zła jest lekturą na jeden wieczór, w sam raz na oderwanie się od szarej rzeczywistości, ale niekoniecznie będzie to książka po której dostanie się "książkowego kaca".

Moja ocena to:
5/10

You Might Also Like

0 komentarze

Like us on Facebook

https://www.facebook.com/Książki-na-Wieczór-409462195925797/

Flickr Images

Subscribe